czwartek, 8 lutego 2018

KARIOCZE




PROLOG.

Autostrada w pobliżu Villach, Austria.
Jest noc, pada śnieg. Mgła.Jestem zmęczony, ogarnia mnie senność, zjeżdżam na parking i zasypiam na chwilę.
Nie da się spać w takiej temperaturze.
Uruchamiam silnik i powoli wjeżdżam na autostradę. 
Śnieg sypie gęsto, nic nie widać. Wycieraczki skrzypią i stukają na szybie samochodu.
Kątem oka spostrzegam samochód z zapalonymi światłami, ustawiony prostopadle na poboczu 
Rusza, jedzie za mną, wyprzedza:

CUSTOM PLEASE FOLLOW!


Dwa lata później:

27.01.17, piątek.

"I am driving like crazy. Please wait!" - w myślach piszę sms-a. 
Mam być przed 9 rano, potem pani Truppe będzie poza biurem.
Śpieszę się. Umówiliśmy się, że pójdziemy razem tam, gdzie nie chciałbym bym być, ale podjąłem taką decyzję.
Droga kręta, ślisko, uważam na zakrętach.
Pani Truppe pracuje w austriackim Zollamcie na odpowiedzialnym stanowisku, jest dyrektorką. Wydaje się, że jest również psychologiem. 
Przywitała mnie z uśmiechem.Ta sprawa ciągnie się już dwa lata. Oboje chcemy jak to się mówi mieć to z głowy.
Towarzyszący jej funkcjonariusz nie uśmiecha się.
- Pamięta pan? To on tamtej nocy…
Nie pamiętam. Było ciemno.
Wchodzimy do biura. Pojawia się jeszcze jeden gość w mundurze. Rozmawiają, pijemy kawę z automatu, podpisuję różne dokumenty.
Kolega pani dyrektor robi nam zdjęcie smartfonem. 
Potem jedziemy służbowym busem do więzienia, które znajdowało się całkiem blisko, właściwie można było przejść pieszo.
Procedura przyjmowania do Justizanstalt trochę trwa: ważenie, mierzenie, fotografowanie, wypełnianie kwestionariuszy.  Nikomu nie jest śpieszno.
Dostaję numer 151669. Laptop, komórka i dokumenty idą do depozytu. 
Strażnik prowadzi mnie długim korytarzem. Echo niesie nasze kroki, może był tu kiedyś klasztor, tak jak w Nowym Sączu? Klucz zgrzyta w zamku i masywne, ciężkie żelazne drzwi zamykają się za mną z hukiem. 
Tobół z pościelą, kocem, ręcznikiem kładę na kamiennej podłodze. Dwóch facetów patrzy na mnie, ocenia, prześwietla  i odrazu padają pytania:
-Ruski panimajesz? 
Stoję niepewny co powiedzieć. Kim jestem? Dziennikarzem? Artystą? Grajkiem ulicznym? 
Za co, dlaczego, gdzie cię złapali, nu kak że tak, sam do tiurmy przyjechał? 
A w Polsze demokracja toże jest, a? Demokracja bladź.Łukaszenko good. Dyktator. 
Białorusin niechętnie wskazuje wolne łóżko pod sobą.
Cela jest nieduża, ciemna i ponura. Mętne światło pod sufitem pali się cały dzień.
Na drewnianym, podrapanym stole znajduje się sfatygowany telewizorek. Często wyłącza się i Białorusin wali go pięścią.
O dziesiątej wieczorem jarzeniówka gaśnie, świeci tylko telewizor. Amerykańskie filmy z niemieckim dubbingiem. Nikt nic nie rozumie.
Przez okno dociera ostre światło reflektorów umieszczonych na dziedzińcu. Zapada względna cisza przerywana nowymi dla mnie odgłosami.
W dzień głos "dyktatora", jak go w myślach nazwałem, huczy i dudni pod sufitem, on wciąż nawija, Mołdawiec (młodszy) słucha i przytakuje. Da, da… Prawilno. 
Robi pompki i chodzi na sport. 
Próbuje zrozumieć, dlaczego nie jem mięsa.

Nie jem zwierząt, a one nie jedzą mnie... Myślę.


28.01.17, sobota.

Śniadanie: duża razowa buła, właściwie chleb, około pół kilograma, który ma wystarczyć na cały długi dzień. 
Dlaczego dni w więzieniu tak się dłużą? Dobre pytanie.
Jeszcze porcja masła i miodu 20 g, oraz duży stakan mleka.
Nie lubię mleka! Nie pilem od wielu lat, może być żołądkowa rewolucja.
8.30. Idę na spacer. Na spacerniku dominują czarni, chyba uchodźcy. Młodzi. Są też Serbowie, Rumuni i Czeczeńcy. Zajęci sobą nie zwracają na mnie uwagi.
Mróz.
Dziedziniec po którym spacerujemy jest w kolorach pastelowych.
Na tablicy widzę ogłoszenie:
TAKE CARE OF HIV. GET CONDOMS NOW FROM DOCTORS OFFICE.
Spacer trwał godzinę, myślałem, że będzie krócej. Wracam do celi.
Mołdawianin myje się pod kranikiem. To jego codzienny rytuał.
Na ścianie niewielki ołtarzyk z obrazkami przedstawiającymi świętych. Po wieczornym posiłku zapala świeczkę i modli się, zamaszyście się żegnając i kłaniając, podczas gdy B. ogląda film: dżwięk jest wyciszony, bo i tak nikt nic nie rozumie.
Ostatniego już dzisiaj papierosa wypala młody. Otrawa! Eto otrawa.
Wietrzenie. Lodowate powietrze wypełnia komnatu.
Napisy na łóżku nade mną po grecku i znak yin yang. 
Na tym łóżku spał Orlando przez okres trzech lat.

Czaj budiesz? 

Dobrowolnie tu przyjechałem. Trudno w to uwierzyć, ale tak jest.
Białorus uważa, że powinienem być w celi razem ze starymi, najlepiej Polakami albo Rumunami. 
Nie akceptuje mnie ze zrozumiałych względów: skurczyła się jego przestrzeń życiowa, pojawił się dyskomfort wynikający z obecności kogoś na łóżku pod nim, wspólna toaleta itd.
 - Gdzie będziesz miał tak dobrze jak tu? - nawija, siorbiąc głośno słodką herbatę - Prąd za darmo, tv za darmo i pokuszać dadzą...
Na wolności pewnie nie jadłeś tak dobrze jak tu. 
Da? 

29.01.17, niedziela.

Śniadanie: buła razowa, trochę inna niż w sobotę, bardziej gliniasta, porcyjka masła i miodu oraz stakańczyk mleka zabarwionego odrobiną kakao. Lura.
8.30: Nie idę na spacer. Mróz.
Za oknem słychać krzyki.
Kirchen, cerkiew?
Niet.
Patrzę do lustra nad umywalką i co widzę? Starego faceta. Odbija ci?
To się dzieje naprawdę! To nie amerykański movie.
Piszę koślawo, bo ciemno na łóżku pod łóżkiem.  W długopisie jest latarka, ale niestety nie da się jednocześnie pisać. Nade mną wierci się Białorusin, a to duży i ciężki facet. Ćwiczy sport codziennie.
Słońce tu nie dochodzi, ale wiem, że jest. Widzę przez kraty fragment oświetlonego dachu naprzeciw.

30.01.17, poniedziałek.

Dzień zaczyna się od śniadania. 
Co na śniadanie? Jak zwykle chleb razowy albo biały, masełko i nowość: marmeladka (warienie) 20 g. i coś co nie przypomina herbatę, ale mówią na to czaj. 
Około 8-ej tusz (dusze). Prysznic. Bania. 
Drzwi otwarte, można nieoficjalnie wyjść na korytarz, niektórzy strażnicy przymykają na to oko.
Przed śniadaniem wpada oddziałowy w białej bluzie (pozostali są w niebieskich) i pyta czy wszystko w porządku, spoglądając na mnie, jako żem nowy.
- Noje kolege, ja? - M. i B. zakrzyknęli, że mają tu wegetarianina, więc zapisał skrupulatnie i problem pewnie będzie rozwiązany. Drugi problem p.t. kurenie zabija - pozostał.
Szpacyren? 
Nai, danke.
Trzeba czymś się zająć. Wczoraj zacząłem rysować portret Nikulity.   
Spokojny, modli się codziennie, grzeczny, uśmiecha się od czasu do czasu. Mało mówi w przeciwieństwie do Białorusina, który nawija i komentuje głośno cały czas, gestykulując i wielkimi krokami pokonując niewielką przestrzeń pomiędzy oknem a drzwiami.
Zgrzyt klucza w zamku, otwierają się drzwi: wychodzić! Tylko ja.
Wizyta u wracza: pomiar ciśnienia i standartowe pytania. 
Rozmawiamy po angielsku. 
Z której jesteś celi? 
Nie wiem.
O godzinie 13 obiad vege dla wszystkich. O 16 koledzy dostają po kiełbasie, ja dwa twarożki. 
Na tym koniec, nie zobaczymy już dzisiaj kalifaktorów (kalifaktor to taki co roznosi jedzenie, nazewnictwo polskie).

31.01.17, wtorek.
Śniadanie: chleb razowy trochę podeschnięty, warenie, masło i coś w rodzaju kawy zbożowej z mlekiem od matki krowy.
Dzisiaj znowu obiad vege czyli kluski (ze starego chleba, przysmak więzienny, specjalność austryjacka). 
Kolejna atrakcja: rozmowa z komendantem więzienia. Całkiem sympatyczny. Wszystko w porządku? Mam jakieś pytania? 
Zawsze możecie pytać, trzeba tylko zapisać się na rozmowę.
Mołdawianin wychodzi za 15 dni. Pomijając palenie papierosów jest idealnym towarzyszem odsiadki. Wydaje się, że nic nie może go wyprowadzić z równowagi. Młody chłopak i chyba niegłupi. 
Gramy w szachy. 
Wynik: Polska-Mołdawia 1: 0.
Jest wieczór. 
W sąsiedniej celi hałas, ktoś z wielką mocą wali w metalowe drzwi i krzyczy. 
Nie słyszą? Nikt nie nadchodzi.

01.02.17, środa.
Doprowadzenie na prześwietlenie. 
Niekończące się korytarze. Justizanstalt - dom dla około 300 ludzi. Są większe, na przykład w Wiedniu albo Linz. 
W małej poczekalni jest nas czterech. 
Młody Afgańczyk opowiada dramatyczne przeżycia z dziewczyną, austryjaczką, dzięki której tu się znalazł. Uchodźca z Mali mówi całkiem nieźle po angielsku. 
Skuty kajdankiem z klawiszem wychodzę na dziedziniec, gdzie w wielkim tirze usytuowane jest laboratorium rentgenowskie.  Ech, chudy ja chudy, panie, Oświęcim…
Po powrocie do celi biorę się za lekturę. 
Jest okazja, poczytam. Anne Bancroft, "Współcześni Mistycy i Mędrcy". Znakomita książka, polecam!
Głowa Boga. Wyłoniłem się z Nicości. Nieuwarunkowany absolut. 
Ostateczna próżnia.
 - W Boha wierzysz?
 - Da, kanieczno. W coś trzeba wierzyć.
Wiaczesław wypytał mnie już chyba o wszystko i jakoś tam sklasyfikował, chociaż czułem, że nie bardzo mieszczę się w jego pojmowaniu świata.
Łukaszenko reżim. Da? Good. Eto tut dyktatura. Europa. Demokracja, bladź.
A świat płonie, w telewizji gadające głowy. Wiadomości są złe. Nie ma dobrych niestety.


Tagen szluz, tagen szluz!  Przeraźliwie głośny krzyk z głośnika umieszczonego w ścianie przy drzwiach.
Nareszcie.
Na zakończenie dnia Siergiej pokazuje sztuczkę: nitkę makaronu zawija w ściereczkę i podaje mi, abym pogniótł. Pogniotłem. Bierze ode mnie ściereczkę, strzepuje i na podłogę wypada cała nitka makaronu, niepołamana. 

2.02.17, czwartek.

Dzień zaczyna się od wiadomości.
W Rumunii protesty. 
Na łóżku nade mną jest napis: Fuck Austria.
Nieładnie. Austria jest good. Demokracja.
Jeszcze 25 dni zostało. Nie chodzi o to, żeby odliczać. Trzeba czymś się zająć.
Czytam o kabale. Daat to wiedza.
Chwila spokoju. Telewizor wyłączony co zdarza się rzadko.
Wiaczesław nie ma z kim rozmawiać, bo Siergieja gdzieś zabrali, może spotkanie z adwokatem?
I mnie zabierają. 
Niespodzianka! Odwiedziła mnie pani direktorin Truppe z Zollamtu Klagenfurckiego. 
Pyta czy wszystko ok i jak się czuję. Dostałem czekoladę.
Skarżę się na palenie papierosów w celi.
Radzi, aby nie zmieniać celi, bo w innej, niepalącej może być pod różnymi względami gorzej. 
Porozmawia z naczelnikiem, z którym jest na ty, może znajdzie się dla mnie jakieś artystyczne zajęcie, żebym się nie nudził. Może namaluję madonnę?
Okazuje się, że jestem drugim przypadkiem w historii tej instytucji, który zgłasza się dobrowolnie i przyjeżdża na własny koszt z daleka. Pierwszy był wiele lat temu i to była kobieta z Serbii.
Po rozmowie umieszczono mnie na dłuższy czas w zadymionej poczekalni, gdzie czekałem na strażnika który zaprowadzi mnie do celi. Dlaczego tu palą? Chyba uduszę się.

"Pod koniec dnia uwolnij się od swoich czynności i spójrz na siebie jakbyś był kimś innym. " - mówi Rudolf Steiner.
"Nigdy nie powinniśmy oceniać rozwoju drugiego człowieka, lecz zawsze szukać u niego tego, co najlepsze.
Diagnozie medycznej powinna towarzyszyć diagnoza duchowa" - uważa twórca biodynamiki i homeopatii. 
"Każdy człowiek jest wiecznym duchem"…

W szkole Steinera nauczyciel wzbudza w dzieciach ciekawość świata i uczy się od nich.

3.02.17, piątek.

Minął tydzień… Dlaczego w prisonie czas się dłuży?
Na weekend dostaliśmy kiwi. W piątek jest przydział owoców na cały tydzień.
 - Daj staremu jabłko - mówi Białorusin. - Jabłka z Mołdawii, charosze. Z Mołdawii? Chyba się przesłyszałem.
Dzień sprzątania. Sadities na kojku, kwartiru budu ubierat. 
Podłoga na mokro, kibel, umywalka.
Siergiej pucuje ołtarzyk, Wiaczesław siorpie kawę nade mną. 
To mój pierwszy weekend w justizwerwaltung.

W tv refugees cry for help. 
Keanu Reeves powraca. Wkrótce premiera.

Nikulita szykuje skręta z niedopałków. Skończył się tytoń.
- Otrawa! - mówię. - Eto otrawa. 
- Da, ja znaju… Uśmiecha się.
Gift po niemiecku, po polsku trucizna. 
Aktualny wynik nieoficjalnego meczu szachowego Polska-Mołdawia 2:0. 
Mat koniem i królem. Rywal miał króla, wieżę, skoczka i pionka.
 Chciał się poddać, niech będzie remis, ja na to: popróbuj… I mat. 
Szach i mat.


4.02.17, sobota.

Sen: 
klub muzyka reggae, trochę młodzieży, ale nie tańczą: coś jest nie tak. 
Wychodzę na taras, odbieram od kogoś moje ulubione nożyczki i pytam gdzie jest Jo, bo on jest chyba właścicielem tego lokalu.
Ktoś mówi, że wyszedł. Wybiegam więc na zewnątrz. Jest Jo! Rozmawiamy idąc w kierunku piaskowych pól. 
Z daleka nadchodzi kobieta. To M. 
Zaczyna się rozmowa. Jo oddala się. 
Znajdujemy się na wysokiej skale, M. niebezpiecznie balansuje na krawędzi. Nagle zmienia się w dużego, żółtego kota i próbuje pazurami utrzymać się na  śliskiej krawędzi, ale bezskutecznie i spada wprost do jeziora. 
Co robić? Różne myśli przebiegają mi przez głowę. 
Zbiegam drugą strony skały w dół i co widzę? Kot wypływa i ukazuje się M. jakby  odmieniona, unosi się parę centymetrów nad ziemią i zaczynamy spokojnie rozmawiać. Pyta: jak zrobić karierę? 
Chce być gwiazdą. 
Kontynuujemy więc spacer, a ja zastanawiam, się, kto z moich znajomych zrobił karierę? Brylewski  w pewnym sensie, napewno Kazik. Kazik superstar. Kiedy go ostatnio widziałem? W kinie Wars na Rynku Nowego Miasta na premierze filmu. To było dawno.
Co jest potrzebne do zrobienia kariery? 
Zespół ludzi rozumiejących się, pomysł na piosenki, dobre teksty, image i talent, to jest potrzebne. 
Masz bardzo dobry głos. Przebój trzeba zrobić. Jeden dobry przebój i masz dom we Włoszech, powiedział kiedyś Marek.
Tak gawędząc w dalszym ciągu spacerujemy. Obejmuję M. prawą ręką i delikatnie przytulam.
Dalej nie pamiętam.

O godzinie szóstej rano zapala się jarzeniowe światło po sufitem. 
Pierwszy wstaje Białorusin, włącza telewizor i robi kawę. 
Potem powoli ale skutecznie wraca do rzeczywistości Sierioża i rozpoczyna poranna modlitwę odwrócony do nas plecami.
Po pewnym czasie z hukiem otwierają się ciężkie, metalowe drzwi i  wchodzi "nasz" oddziałowy w białej jak zawsze bluzie.
 - Guten Tag! Alles ok?
Ja, ja.
Sport bite, prosi Białorusin. Siewodnia.
Po chwili zajeżdżają kalifaktory z napojami, chlebem i porcjami masła.
Zaczyna się kolejny dzień w austriackiej tiurmie. 

Rudolf Steiner urodził się w Austrii, w małej wiosce gdzieś w Karpatach. Może na Słowacji? 
Jego ojciec był zawiadowcą stacji. 
Gdy był małym chłopcem zaczął odczuwać w dziwny sposób obecność żywych istot, niewidzialnych dla oka. 
Jego świat był światem bezpośredniej percepcji, nie wyobraźni. 
Z natury był realistą, obdarzony poczuciem rozsądku i uzdolnieniami matematycznymi.

5.02.17, niedziela.

Oddziałowy przeleciał jak kometa.
 - Ales good?
Jaaa…
Po śniadaniu  B. spacerując po celi zauważył "Wolność od Znanego" na moim łóżku. 
-  Krisznamurti czytajesz? 
- Da.
- Kriszna jesteś?

Leży na łóżku i wspomina. To jest jego terytorium, prywatna niejako przestrzeń. 
Jesteś bezpieczny. Ale na każdy zgrzyt zamka w drzwiach wszyscy się natychmiast zrywają w oczekiwaniu nieznanego.
Nikulita się obudził. Będzie palił. Otrawa.
Aktualny wynik naszego meczu: 2:2. 
Cierpliwie i wytrwale do celu. Idzie młodość!
W tv Kamil skacze… Lewandowski gratuluje Kraftowi.

6.02.17, poniedziałek. 

B. małomówny od rana. 
Pości.
Po kąpieli zaczęła mnie boleć głowa. 
Dziwne.
Jak wyjdę to pojadę do słonecznej Italii.
W tv reportaż z Ukrainy. Wojna. Dzieci oskarżają. 
Co mogę zrobić ja, co możesz zrobić ty, żeby ta wojna się skończyła?

Spacer po celi to pięć kroków do przodu w kierunku drzwi i z powrotem. 
Śmigać może tylko jeden. Ustępujemy sobie nawzajem.
Będziesz chodził? 
Spasiba, ja patom.


7.02.17, dienstag.

Guten Morgen! 
Alles ok?
Co tym razem przyniesie dzień? 
Co nowego się wydarzy? 
Wizyta u lekarza? Widzenie? Rozmowa z komendantem?
W weekendy na ogół nic się nie dzieje. Spokój.
Obiad dają nietypowo wcześnie, bo o 11. 
Tak jedzą Austriacy? 
Jest! Nowość. 
Rozmowa z przedstawicielką Human Rights o imieniu Larissa.
Jak będę wracał do domu? 
Samochodem. 
Czy mam pieniądze?
Yes.
Czy chcę poprosić o azyl?
No, thank you.
Dostaję wizytówkę. 
Po powrocie do celi, zdaję dokładną relację sąsiadowi z górnego łóżka. Siergiej słucha. 
On nie wraca do ojczyzny.
W. idzie na sport.

 - Sport diełajesz? 
Joga? 
Da, joga good.

Tagen szluz! Wrzeszczy głośnik.
Przyszedł, policzył, ain, cwai, drai, bitte szein.

8.02.17, mittwoch, czyli środek tygodnia.

Znowu dusze. 
Nie idę, te prysznice działają byle jak. 
Czytam.
Nie chałodno? 

Dobrze, niech się wietrzy. 

Carlos Castaneda poznał starego Indianina z plemienia Yaqui Don Juana na przystanku autobusowym na granicy Arizony i Meksyku. Oczy Indianina świeciły niezwykłym blaskiem i ten  blask wzbudził ciekawość Castanedy, gdyż nigdy wcześniej nie widział takiego spojrzenia.
Człowiek wiedzy potrafi odrzucić wszystko, gdyż wie, że najważniejszą sprawą w byciu żywym jest to, aby żyć. Cieszy się rzeczami takimi jakie są. Na zewnątrz zachowuje się tak jak inni ludzie, panuje nad sobą - mówi Don Juan. Człowiek wiedzy wybierze drogę serca. Gdy zrobi to, co ma do zrobienia, odejdzie w spokoju i nie obchodzą go rezultaty.

Jutro wypiska, czyli shopping. Masz diengi w depozycie, to możesz kupować w magazynie czaj, tabaco, nawet komputer i telewizor.Możesz mieć prywatny telewizor pod celą, pod warunkiem, że kupiłeś go tutaj, w więzieniu. Biznes is biznes.
B. nadaje na różne tematy, głównie socjalno-polityczne. Siergiej, Moldawianiec, rozpoczyna rytuał mycia się w umywalce. Nie korzysta z łaźni. widocznie ma powody.

9.02.17, czwartek.

"I don't wanna live for ever" - śpiewa ciemnoskóry artysta z telewizora.
Po raz pierwszy jestem sam: jeden poszedł na spacer, drugi na zakupy. 
Po powrocie Siergiej częstuje mnie mlekiem z kartonu. 
Nalega. 
Rekompensata za dym z jego skrętów, który wdycham codziennie.

Tak realne, że aż nieprawdopodobne:  ten człowiek potrafi godzinami gadać, krzyczeć, a głos ma silny, dudniący. 
Chodzi o Białorusina. 
Trump no good, demokracja bladź, ni ch… panimajesz? Nu.
Wyobraź sobie radio gra na cały regulator i nie możesz wyłączyć, jakieś przemówienia, bluzgi, ale to nie radio, to żywy człowiek wypełniający sobą całe pomieszczenie. Wielki, duży, silny man, trochę przygarbiony.

Nauki Don Juana: nie ma mnie, jestem otoczeniem.

10.02.17, piątek.
Gut Morgen, wszystko w porządku?
Długo nie mogłem wczoraj zasnąć. 
W myślach układałem tekst listu do Menschenrechte Osterreich:
"Uważam, że w zakładzie pielęgnacyjnym, tfu, penitencjarnym w Klagenfurt nie są przestrzegane prawa człowieka. Jestem niepalącym, a umieszczono mnie w celi razem z osadzonym palącym papierosy, jestem więc biernym palaczem. Wchłaniam dym tytoniowy w dużych ilościach codziennie. Mam słabe płuca, niedawno chorowałem na zapalenie oskrzeli. Takie praktyki są niedopuszczalne w cywilizowanym kraju. W poczekalniach więziennych również pali się, itd, itd.
 Zdecydowanie protestuję. 
Klawisze też jarają na korytarzu i dym przedostaje się do środka."
Jakoś to sformułuję inaczej. Może napisać do Strasburga?

Zaprzyjaźniłem się z Don Juanem z książki Anne Bancroft. 
Jestem czy nie jestem? 
Kiedyś próbowałem czytać dzieła Castanedy, ale nie dowiedziałem się niczego. On sam (Castaneda) niewiele chyba rozumiał z nauk starego Indianina. Opisywał dzień po dniu rozmaite wydarzenia, a Don śmiał się z niego do łez.
Wybieram się do Meksyku, ale chyba go nie spotkam (urodził się w 1900 r.) chociaż, może…
Don Juan - kontrolowane szaleństwo. 
Człowiek jest aktorem. Struktura ludzkiego organizmu domaga się maski. 
Świadomej.

Siergiej pluszcze się w wiadrze zamknięty w toalecie.
 To jego piątkowa bania.
Z jakiegoś powodu nie korzysta z łaźni zbiorowej, może jego wiara prawosławna zabrania albo tradycja wioski rodzimej nie pozwala obnażać się przed obcymi? 
Nie znaju.
W przyszły czwartek wychodzi na wolność. 
Deportacja czy  azyl?

11.02.17, sobota.

Otrawa. Pobożny i truje bliźnich.
RT news: Polish Prime MInister injured in car accident.
Czy Polacy nigdy nie nauczą się jeździć?!
Białorusin częstuje mnie gumą do żucia. 
Łyk mroźnego powietrza przez okno.
Według reklam w tv można zorientować się jakie firmy niemieckie są w Polsce: nurofen, vistaprint, saturn. 
Mon cherri to nie wiem. 
Francuska?
Europa bladż.

12.02.17, niedziela.

Niedzielny poranek: wstajemy, milczymy.
Nie mówimy dzień dobry sobie nawzajem. Czy w więzieniu dzień może być dobry? To zależy.
Wszystko jest w nas.
Nikulita modli się i kłania się w pas swojemu Bogu.

Koreańczycy znowu strzelają.

Kim jest kim?

Nikulita czyści stół. 
Abied czierez diesiat minut.


Godzina 16.40

Zimne zupy
zimne makarony
w zimie
w austriackiej tiurmie


100 euro dziennie
kosztuje utrzymanie osadzonego
podobno

30 eu uchodźcy

podobno

13.02.17, poniedziałek.

Ładno to na swabodie. 
Budiem to, budiem tamto.
Pajechał w Golandiu bladź, rabotać.
Nu.

Wiaczesław w poniedziałki głoduje. Dla zdrowia.
Rano kawa. Potem miota się po celi jak nieprzytomny, krzyczy i bluzga pełen złości do calego świata.
Czy kocha siebie samego?
Demokracja bladź. Jak był spokój to był spokój. 
Łukaszenko dyktator.
No i poszedł na sport, trenować. Atmosfera się rozluźnia. Czaj budiesz? Robię herbatę, Siergiej ćwiczy intensywnie z krzesłami.
Spina boli od leżenia! Komentuję. Da.
Pospaceruję trochę.
B. wrócił zmęczony, ale odświeżony, wszak na sporcie też jest bania. 
Przysypia nade mną, pochrapując.
Siergiej kręci cigareta.
W PRL-u nie można było leżeć, nawet siedzieć na kojce  w ciągu dnia.
Do siedzenia była przeznaczona drewniana ława i stołki, w większości zajęte, jako że w celi było tłoczno.


14.02.17, wtorek.

Zawtra syrga, czyli pranie.
Siewodnia budu ubirat komnatu. 
Białorusin się wścieka. Ma pretensje.
My tu żywiom!
Poszedł na spacer, więc ożywiamy się trochę.
Czaj budiesz?
Siergiej pojutrze wychodzi.
Może nie będą go deportować. Chce zostać i pracować w Austrii. Spotka dziewczynę i ułoży sobie życie.

O! 
Słoneczko. 
Coraz więcej słońca w celi.
Jesteś tu? 


15.02.17. środa.

Nikulita idzie do magazynu. Jutro wychodzi! Pokazuje mi książkę, którą oddaje do biblioteki: Dale Carnegiae - Psychologia. Po rumuńsku.

Promienie słońca padają na moją twarz przez kraty.

Uczę się siebie. Nieustannie. Organizm odpoczywa od używek.

Ein, cwai, drai, liczy nas oddziałowy, tagen szluz, wider zein.

Mówię do Nikulity z radością: 
Tomorrow freedom!
Szto eto fridom?
Swaboda…


16.02.17, czwartek.

Nie pożegnałem się z Siergiejem, akurat siedziałem w kiblu. Cholera.
Praszczaj, bud zdarow, powiedziałem w myślach.
Powodzenia.

Teraz jest nas dwóch: Białorusin i Polak. 
B. będzie uczył się niemieckiego. 
Sprzątamy.
Z podwórka słychać muzykę arabską.
B. przeniósł się na łóżko po Siergieju bliżej okna. 
Zmieniają się nasze zachowania, zaczynamy prześcigać się w uprzejmościach. 
Budiesz kuszat? Niet, spasiba. Nie chałodno? Itd.
Odór cigaretowy dochodzi teraz tylko z korytarza, okazjonalnie przez okno.
Godz. 11.00, obiad.
Wytatuowany kalifaktor rzuca na talerz porcję chłodnych klusek.
Vegetarische. Mandżia.

Kak po polsku tiurma? Zagaduje Białorusin. Więzienie. Jail.
Nasze stosunki zdecydowanie się poprawiły. Już nie jest taki agresywny, spokorniał jakby.
Lewandowski wczoraj popisał się w meczu z Arsenałem: 5:1!
Cisza poobiednia. Dni już się nie dłużą, są takie same jak gdzie indziej i to mnie trochę niepokoi.
Czas nie pyta, nie stoi, jak mówią w Krakowie.
Trzydzieści jeden dni bez komórki, laptopa i internetu. W skrzynce spamów będą miliony!
Czasem wydaje mi się, że słyszę "good morning" z mojej komórki, przeważnie jak jestem w toalecie.

Poczytam Krishnamurtiego. 
Czy nie za późno na przemiany? 
Pomysł odrzucenia od siebie wszystkiego co jest nam znane, albo wydaje się, że jest - trafia do mnie wyjątkowo. Codzienna świadomość siebie. Żyć sobą, swoim życiem. Nie szukać. Prawda jest czymś żywym, poruszającym się. 
Nie ma świątyni, kościoła ani meczetu.
Szczerze mówiąc nie miałem nigdy autorytetu ani guru. Nie odrzucam więc, bo nie miałem.

Sielanka we dwóch nie trwała długo: po południu pojawił się młody Litwin, wyrok siedem lat. Nie pali! 
Rozmowy z B. Gdybym znał trochę lepiej język rosyjski dowiedziałbym się ciekawych rzeczy: jak zrobić prawidłowo razboj, ukraść samochód itp. 
W każdym razie młody uważa, że akcję trzeba robić we trzech.
Więzienie jest jak szkoła, dla niektórych nawet uniwersytet.


17.02.17, piątek.

W nocy jest zimno. 
Białorusin jest zimnolubny. Otwiera okno, Nikulita  zamykał. 
Poprosiłem oddziałowego o dodatkowy koc. 
Nieduże więzienie  w Klagenfurt (około trzystu dusz) ma charakter międzynarodowy z orientacją na wschód: są Gruzini, Ukraińcy i Czeczeńcy.
Polak jeden.
Marius, nowy, jest vege, ma żonę i maleńką córeczkę. Dobrze rysuje fantasy, dobrze mówi po angielsku i dobrze gra w szachy.
Gramy.

Kątem oka obserwuję co czyta B.: Aleksiej Szamanow - Assistient.
Młody nawija z ziomalem przez okno, gromkie "ha, ha" rozbrzmiewa echem po całym dziedzińcu.
Dawaj, dawaj! 
Po litewsku oznacza pożegnanie.
Leżę na kojku i spisuję co widzę nade mną: ! MVHE AV∑GPHA MUIE AUSTRIA  YIN YANG  Bob Marley 2 pac Thuglife Orlando Resita 3 ani Furt 17.04.2015 -19.04.2017 Amaru Sakur Tupac
Dany blondu ARAD 25 luni 2016 - 2018.


18.02.17, sobota.

Pierwszą czynnością, jaką wykonuje B. po wstaniu rano z łóżka jest włączenie wysłużonego telewizora, który czasem pięścią trzeba przywrócić do stanu używalności. 
Po jakimś czasie wstaję ja, potem młody, który zainicjował nowy zwyczaj: Dobre utro! 
Do tej pory nie mówiliśmy sobie dzień dobry, no bo jaki to dobry w austriackim więzieniu.
Drzwi otwierają się z hukiem. Śniadanie, kalifaktory, poranne sprawy.
Opróżniam karobku, czyli pojemnik na śmieci.
Po śniadaniu snujemy się po celi - na zmianę, bo przestrzeń jest niewielka. 
Chłopaki poszli na spacer.
Pozamiatałem trochę. Wiaczesław (43 l.) pochwalił mnie po powrocie ze spaceru: wot maładiec. 
Jaki ja maładiec! Ja starik.


"Jesteśmy duchowo sparaliżowani fetyszem Jezusa"  - mówi Alan Watts. 
"Ja" nie istnieje.”

Okazało się, że młody nie kuszajet, to znaczy nie bierze jedzenia od "nich", natomiast spożywa to co kupił w więziennym sklepie, czyli orzeszki, czekolady itp. 
Tłumaczę, że oni zainteresują się jego "głodówką" jeżeli spadnie na wadze, tymczasem w czwartek ważył 71 kg, a w piątek 74 kg. Jak to możliwe?
Kalifaktory rzucają na mój talerz jego porcję zawiniętą w folię, więc mówię: "Er keine essen"!
Kiedyś dawno temu próbowałem głodować na Monte (lata siedemdziesiąte). Przenieśli mnie na izolatkę i gdy pojawiła się perspektywa karmienia pod przymusem przez rurkę paskudztwem składającym się z mleka, margaryny i cukru - zrezygnowałem z głodówki .
"Pomożecie?" Słuchaliśmy przemówienia towarzysza Gierka z głośnika umieszczonego nad drzwiami do celi. 
Potem ni stąd ni zowąd z głośnika popłynęła muzyka Osjana.

"Śmierć - sen bez przebudzenia" Innymi słowy, zasypiasz i nie budzisz się.

Z Monte w Krakowie przeniesiono mnie do Z.K. w Nowym Sączu. Zbijaliśmy skrzynki drewniane do dżemów na dziedzińcu. W zimie w kufajkach. 
Po południu grywałem w szachy z garbusem, którego małolaci nazywali zgredzikiem.
Zgredzik zamordował swojego sąsiada siekierą. Nie przyznawał się do winy. Tu nikt nigdy do niczego się nie przyznaje.
Jak przegrywał, czerwieniał gwałtownie na twarzy, więc dawałem mu fory, żeby się nie denerwował. 
Miał gospodarstwo w okolicach Lwówka Śląskiego, tam gdzieś na miedzy zakopał owego sąsiada. 
Taka bardziej hardkorowa wersja "Samych Swoich".

W tym samym więzieniu przebywał legendarny przywódca żołnierzy wyklętych, Socha. 
Widziałem go kiedyś na korytarzu.



19.02.17. niedziela.

Twardziele - żaden okna nie przymknie. Najzimniej chyba młodemu nade mną, ma tylko jeden koc. 
Ja mam dwa.

Alan Watts mówi: "Prawdziwy świat jest niepoznawalny przez intelekt".
Pustka, inaczej mówiąc.

W telewizorku nawet psy mówią po niemiecku!

Have you been to Spain?
Yes, long time ago. It was Franco time, you know Franco. I was trying to cross the border between France - Spain, near Port Bou. 
Guardia Civil were catched me unfortunately. I was not lucky.
 I spent three weeks in Gerona Prison.


20.02.17, poniedziałek.

Pojawił się w drzwiach wielki funkcjonariusz uzbrojony po zęby. 
Pała, gaz, rewolwer, telefon i coś tam jeszcze. Jest problem.
Chodziło o to, że młody nawija do pierwszej w nocy z drugim Lituanem przez otwarte okno i ktoś nie może z tego powodu spać, co było oczywistą nieprawdą, bo owszem, nawijał ale nigdy w nocy, najwyżej do dwudziestej. 
Mogę poświadczyć!

Preguła, jo, dawaj! Nie idę na spacer. 
Będę miał godzinę samotności.
Po spacerze młody chowa coś pod szafką.
 - Stary, ty niczewo nie widieł, niczewo nie znajesz -
Wot, trupka…

Powoli mija popołudnie. Dzisiaj już chyba nic się nie wydarzy. 
Białorusin uczy się niemieckiego, młody snuje się po celi co chwilę spoglądając na zegarek, jak by umówiony na spotkanie, a ja leżę na łóżku i rozmyślam. 
Czy "ja" myśli?
Prawym okiem widzę czarne, ruchome plamki.
Chyba mroczki.

Rozmawiam z Mariusem:
- So now I can compare three kinds of prison: comunist, fascist and democratic…
- Which one is like that?
- Comunist in Poland, fascist in Spain and democratic here in Austria.
- Democratic? It is not democratic.
- What about human rights? You can fight for them.
- There is no human rights! What they do for you is just buying airplane ticket to go to your country when you go out. They broke my  rights many times. They put me in the smoking room though I don't smoke. I could not see my wife and little daughter! The light for reading is not correct here and in the shower should be separate cabin for each one, and so on.
No human rights in prison.


21.02.17, wtorek.

Godzina piąta rano. 
Viatcheslawa zabierają na rozmowy do Salzburga, trzysta kilometrów stąd. 
- Wychodzić, wychodzić!
Białorusin nie rozumie po niemiecku, po angielsku również.
- Siejczas, pomyjetsia, ten minuten - prosi.

O siódmej śniadanie: chleb czarny albo biały, do wyboru, porcja masła i dżemu 20 gram, ogromny plastikowy stakan mleczno-kawowej lury.
Z Litwinem mamy wspólne tematy. Budda, Shaolin, joga. Doszliśmy do wniosku, że nie wszystko jest czarne-białe i że nie wszystko jest perfect. Nasze spotkanie tutaj w więzieniu nie jest przypadkowe. Życie jako takie jest ok, ale wybór działania należy do nas.
 Marius ma 27 lat, z tego 9 lat spędził w zakładach karnych. Przed nim jeszcze 7.
Jak będzie grzeczny, to jedną trzecią mu podarują.
Robi porządki. Ściąga pajęczynki z sufitu.
Jest zorganizowany i metodyczny.
Karocze.

Bierzemy obiad dla Wiaczesława, który jeszcze nie wrócił z rozmowy.

Czy kradzież, rabunek i przemyt to przestępstwo? A może budowanie równowagi. Zabierają tego co za dużo.

Wiaczesławowi zaproponowano azyl w Hiszpanii. Austryjacy nie chcą wielkiego Białorusa.
 - Hiszpania charaszo, oczeń tiepło - mówię. - Ja był praszłom gadu zimoj, februar, na maszynu…



22.02.17, środa.

Młodego ściągnęli ze spaceru. 
Trzech funkcjonariuszy, w tym jeden wielki groźnie wyglądający przyprowadziło go do celi, nam kazali wyjść na zewnątrz. 
Marius spakował się nieśpiesznie. 
Pożegnaliśmy się na niedźwiedzia. Wzruszyłem się trochę. Pożegnanie na zawsze.
Strażnik nas popędza: Go! I’m talking to you.
Znowu zostaliśmy we dwóch.
Stosunek Wiaczesława do mnie zdecydowanie się zmienił. 
Dzisiaj nawet powiedział: Bud zdarow!, w odpowiedzi na moje kichanie.
Spasiba.
Stoję w oknie i obserwuję ruch słońca ponad dachami.
To nie film. To rzeczywistość, real na 100 procent. 
A gdybym miał kamerkę ukrytą w długopisie? 
Że też nie pomyślałem o tym wcześniej, napewno by się nie zorientowali. 
Drzwi otwiera strażnik płci żeńskiej i z trudnością wypowiada moje nazwisko.
 - Was?
 - Shopping.
Brzmi jak rozkaz.
- Nai, danke.
Młody mówił, że możesz kupić w tutejszym szopie nawet komputer.
Che Maga und Mane Kop - napis na ścianie przed wejściem do toalety.
Za parę dni wychodzę.
Czy to nie sen?
Siedzę na górnym łóżku zwolnionym przez Mariusa i wreszcie mogę się wyprostować nie uderzając głową o metalowe pręty.
Siergiej zostawił parę książek w języku rosyjskim i rumuńskim. 
Czytam Ewangelię od Marka po rosyjsku.
Światło słabe. Marius mówił, że powinno być odpowiednie oświetlenie. Takie są prawa więźnia, czyli człowieka.


23.02.17, czwartek.
Po raz pierwszy nikt nade mną nie śpi, nie skrzypi i nie chrząka. 
Moje schronienie ma teraz dwa piętra. Na dole śpię, na górze ćwiczę. Póki wolne.
Każdy chrobot wielkiego klucza w metalowym zamku może oznaczać przybycie nowego lokatora.
Wiaczesław mówi, że w czwartki jest transport z Wiednia.
Nie panikujmy, róbmy swoje.
Rozpuszczam w zupie razowy chleb.
 - Tagen szluz, tagen szluz!
To nasz oddziałowy. Chyba jest za blisko mikrofonu.
Słońce daje co raz więcej ciepła. Będzie wiosna.
Dni mijają jakby szybciej, tak samo jak w normalnym życiu na zewnątrz tego przybytku, i to mnie niepokoi. No bo ten czas jakoś tak szybko leci.
Uspokaja mnie Krishnamurti: obserwacja bez osądu. Czysta świadomość. 
Czym jest przyjemność i jak powstaje? Myśl jest odpowiedzią pamięci, wiedzy i doświadczenia.  
Czym jest strach?

Więzienie w Klagenfurt to raj dla palaczy. Odór papierosowy jest wszechobecny, dochodzi z korytarza przez zamknięte drzwi i przez okno z innych cel. Palą osadzeni, palą strażnicy.
Czy ktoś mnie zapytał? A powinni.
Prawa czeławieka.


24.02.17, piątek.

Dusze jest trzy razy w tygodniu.
Da, da, posle pieregułki budu ubirat komnatu.
Siewodnia ryba. zawsze w piątki jest ryba.
Prowadzą mnie do magazynu, gdzie znajdują się moje depozyty.
 - You go out on monday! -
 - Yes, I know.
W piątek jak zwykle przydział owoców na cały tydzień. Były jabłka, gruszki, kiwi, dzisiaj są banany.
Ogólnie wyżywienie nie jest tragiczne, bywały całkiem udane posiłki, tylko mogły by być nieco cieplejsze.
B. miota się po celi, trzaska talerzami, krzesłami, spożywa błyskawicznie posiłek po czym udaje się do toalety. Pewnie nie słyszał o fleczerowaniu.
Około 16 przyjeżdżają serki i kiełbasy.
Po jedzeniu nie zapominamy o leżeniu! Wot.
Tagen szluz i kolejny weekend, dla mnie ostatni.

Wyjdę i nie wrócę.


25.02.17, sobota.

Nie ma mnie. 
Nie myślę o przeszłości. 
Przeszłość jest stara. 
Przyszłość? Możemy planować wykorzystując wiedzę i doświadczenie, ale tak naprawdę nie wiemy co się wydarzy.
Jesteśmy aktorami. Kontrolowane szaleństwo według Don Juana.
Jutro niedziela, można skorzystać z więziennego kościoła lub meczetu.
W poniedziałek przechodzę z jednego filmu w drugi. 
Obydwa prawdziwe.
Białorusin mało mówi, dużo czyta.
Za oknem ryki i krzyki, coś w rodzaju dyskusji.
Młody pojechał do Linz. 



26.02.17, niedziela.

Ostatnia. Słoneczna.
Słoneczna na zewnątrz. Tutaj jest mało słońca.
Wiaczesław jak zwykle nadaje. 
Amerykanie zrobili całe to zamieszanie.. Było dobrze jak był Hussain, Kadafi, spokój i dobrobyt, a tepier? Chaos, ludi ubiwajut. 
Rosja Krym zabrała? No co, tam samyje ruskije. Donbas, do swoich strzelają, demokracja bladź.
Wot.


27.02.17, poniedziałek.

Proces wychodzenia zaczął się o 8-ej rano. Nieprzypadkowo zgasła świetlówka. 
Pożegnałem się z Wiaczesławem. Gdy tak staliśmy naprzeciw siebie patrząc sobie w oczy uświadomiłem sobie, że sięgam zaledwie do połowy jego torsu… Szykował się na "niedźwiedzia". Uścisnąłem mocno jego dłoń. But zdarow! 
Powodzenia.
Odbiór depozytu, formalności. Idź i nie wracaj, chciało by się rzec.
Młody człowiek z Human Rights, Czech, odprowadził mnie do samochodu. Prosił, żebym zadzwonił, jak dojadę bezpiecznie do domu. 
Chcą mieć pewność, że wyjechałem z Austrii.
Ja swabodnyj!
Freedom. Jasność. Ruch. 
Idę ulicą trochę oszołomiony, jak we śnie.
Żegnaj ciemno i ponura celo. 
Widzę na ulicy jednego z kalifaktorów. Pomachałem ręką, ale nie podszedłem, bo o czym właściwie mielibyśmy rozmawiać? Też może wyszedł na wolność, albo na przepustkę. Nic o nim nie wiem, jaki miał wyrok i za co.
Pospacerowałem trochę po ulicach Klagenfurtu i wróciłem do samochodu. 
Pojadę. Dokąd?
Każdy gdzieś jedzie...

Ciekaw jestem kogo dokwaterowali do celi nr.129.
Może Wiaczesław został sam?

Nie dowiem się.



PROLOG.

Autostrada w pobliżu Villach, Austria.
Jest noc, pada śnieg. Ciemno, jak to w nocy. Jestem zmęczony, ogarnia mnie senność, zjeżdżam na parking i zasypiam, ale nie na długo
Nie da się spać w takiej temperaturze...
Uruchamiam silnik i powoli wjeżdżam na autostradę. 
Śnieg sypie jeszcze gęściej, prawie nic nie widać. Wycieraczki skrzypią i rytmicznie stukają na szybie samochodu.
Na poboczu stoi samochód z zapalonymi światłami. 
Powoli rusza, jedzie jakiś czas za mną, wyprzedza i na jego tylnej szybie pojawia się napis: 

CUSTOM PLEASE FOLLOW!


Dwa lata później:

27.01.17, piątek.

"I am driving like crazy. Please wait!" - w myślach piszę sms-a. 
Mam być przed 9 rano, potem pani Truppe będzie poza biurem.
Śpieszę się. Umówiliśmy się, że pójdziemy razem tam, gdzie nie chciałbym bym być, ale podjąłem taką decyzję.
Droga kręta, ślisko, uważam na zakrętach.
Pani Truppe pracuje w austriackim Zollamcie na odpowiedzialnym stanowisku, jest dyrektorką. Wydaje się, że jest również psychologiem. 
Przywitała mnie z uśmiechem.Ta sprawa ciągnie się już dwa lata. Oboje chcemy jak to się mówi mieć to z głowy.
Towarzyszący jej funkcjonariusz nie uśmiecha się.
- Pamięta pan? To on tamtej nocy…
Nie pamiętam. Było ciemno.
Wchodzimy do biura. Pojawia się jeszcze jeden gość w mundurze. Rozmawiają, pijemy kawę z automatu, podpisuję różne dokumenty.
Kolega pani dyrektor robi nam zdjęcie smartfonem. 
Potem jedziemy służbowym busem do więzienia, które znajdowało się całkiem blisko, właściwie można było przejść pieszo.
Procedura przyjmowania do Justizanstalt trochę trwa: ważenie, mierzenie, fotografowanie, wypełnianie kwestionariuszy.  Nikomu nie jest śpieszno.
Dostaję numer 151669. Laptop, komórka i dokumenty idą do depozytu. 
Strażnik prowadzi mnie długim korytarzem. Echo niesie nasze kroki, może był tu kiedyś klasztor, tak jak w Nowym Sączu? Klucz zgrzyta w zamku i masywne, ciężkie żelazne drzwi zamykają się za mną z hukiem. 
Tobół z pościelą, kocem, ręcznikiem kładę na kamiennej podłodze. Dwóch facetów patrzy na mnie, ocenia, prześwietla  i odrazu padają pytania:
-Ruski panimajesz? 
Stoję niepewny co powiedzieć. Kim jestem? Dziennikarzem? Artystą? Grajkiem ulicznym? 
Za co, dlaczego, gdzie cię złapali, nu kak że tak, sam do tiurmy przyjechał? 
A w Polsze demokracja toże jest, a? Demokracja bladź.Łukaszenko good. Dyktator. 
Białorusin niechętnie wskazuje wolne łóżko pod sobą.
Cela jest nieduża, ciemna i ponura. Mętne światło pod sufitem pali się cały dzień.
Na drewnianym, podrapanym stole znajduje się sfatygowany telewizorek. Często wyłącza się i Białorusin wali go pięścią.
O dziesiątej wieczorem jarzeniówka gaśnie, świeci tylko telewizor. Amerykańskie filmy z niemieckim dubbingiem. Nikt nic nie rozumie.
Przez okno dociera ostre światło reflektorów umieszczonych na dziedzińcu. Zapada względna cisza przerywana nowymi dla mnie odgłosami.
W dzień głos "dyktatora", jak go w myślach nazwałem, huczy i dudni pod sufitem, on wciąż nawija, Mołdawiec (młodszy) słucha i przytakuje. Da, da… Prawilno. 
Robi pompki i chodzi na sport. 
Próbuje zrozumieć, dlaczego nie jem mięsa.

Nie jem zwierząt, a one nie jedzą mnie... Myślę.


28.01.17, sobota.

Śniadanie: duża razowa buła, właściwie chleb, około pół kilograma, który ma wystarczyć na cały długi dzień. 
Dlaczego dni w więzieniu tak się dłużą? Dobre pytanie.
Jeszcze porcja masła i miodu 20 g, oraz duży stakan mleka.
Nie lubię mleka! Nie pilem od wielu lat, może być żołądkowa rewolucja.
8.30. Idę na spacer. Na spacerniku dominują czarni, chyba uchodźcy. Młodzi. Są też Serbowie, Rumuni i Czeczeńcy. Zajęci sobą nie zwracają na mnie uwagi.
Mróz.
Dziedziniec po którym spacerujemy jest w kolorach pastelowych.
Na tablicy widzę ogłoszenie:
TAKE CARE OF HIV. GET CONDOMS NOW FROM DOCTORS OFFICE.
Spacer trwał godzinę, myślałem, że będzie krócej. Wracam do celi.
Mołdawianin myje się pod kranikiem. To jego codzienny rytuał.
Na ścianie niewielki ołtarzyk z obrazkami przedstawiającymi świętych. Po wieczornym posiłku zapala świeczkę i modli się, zamaszyście się żegnając i kłaniając, podczas gdy B. ogląda film: dżwięk jest wyciszony, bo i tak nikt nic nie rozumie.
Ostatniego już dzisiaj papierosa wypala młody. Otrawa! Eto otrawa.
Wietrzenie. Lodowate powietrze wypełnia komnatu.
Napisy na łóżku nade mną po grecku i znak yin yang. 
Na tym łóżku spał Orlando przez okres trzech lat.

Czaj budiesz? 

Dobrowolnie tu przyjechałem. Trudno w to uwierzyć, ale tak jest.
Białorus uważa, że powinienem być w celi razem ze starymi, najlepiej Polakami albo Rumunami. 
Nie akceptuje mnie ze zrozumiałych względów: skurczyła się jego przestrzeń życiowa, pojawił się dyskomfort wynikający z obecności kogoś na łóżku pod nim, wspólna toaleta itd.
 - Gdzie będziesz miał tak dobrze jak tu? - nawija, siorbiąc głośno słodką herbatę - Prąd za darmo, tv za darmo i pokuszać dadzą...
Na wolności pewnie nie jadłeś tak dobrze jak tu. 
Da? 

29.01.17, niedziela.

Śniadanie: buła razowa, trochę inna niż w sobotę, bardziej gliniasta, porcyjka masła i miodu oraz stakańczyk mleka zabarwionego odrobiną kakao. Lura.
8.30: Nie idę na spacer. Mróz.
Za oknem słychać krzyki.
Kirchen, cerkiew?
Niet.
Patrzę do lustra nad umywalką i co widzę? Starego faceta. Odbija ci?
To się dzieje naprawdę! To nie amerykański movie.
Piszę koślawo, bo ciemno na łóżku pod łóżkiem.  W długopisie jest latarka, ale niestety nie da się jednocześnie pisać. Nade mną wierci się Białorusin, a to duży i ciężki facet. Ćwiczy sport codziennie.
Słońce tu nie dochodzi, ale wiem, że jest. Widzę przez kraty fragment oświetlonego dachu naprzeciw.

30.01.17, poniedziałek.

Dzień zaczyna się od śniadania. 
Co na śniadanie? Jak zwykle chleb razowy albo biały, masełko i nowość: marmeladka (warienie) 20 g. i coś co nie przypomina herbatę, ale mówią na to czaj. 
Około 8-ej tusz (dusze). Prysznic. Bania. 
Drzwi otwarte, można nieoficjalnie wyjść na korytarz, niektórzy strażnicy przymykają na to oko.
Przed śniadaniem wpada oddziałowy w białej bluzie (pozostali są w niebieskich) i pyta czy wszystko w porządku, spoglądając na mnie, jako żem nowy.
- Noje kolege, ja? - M. i B. zakrzyknęli, że mają tu wegetarianina, więc zapisał skrupulatnie i problem pewnie będzie rozwiązany. Drugi problem p.t. kurenie zabija - pozostał.
Szpacyren? 
Nai, danke.
Trzeba czymś się zająć. Wczoraj zacząłem rysować portret Nikulity.   
Spokojny, modli się codziennie, grzeczny, uśmiecha się od czasu do czasu. Mało mówi w przeciwieństwie do Białorusina, który nawija i komentuje głośno cały czas, gestykulując i wielkimi krokami pokonując niewielką przestrzeń pomiędzy oknem a drzwiami.
Zgrzyt klucza w zamku, otwierają się drzwi: wychodzić! Tylko ja.
Wizyta u wracza: pomiar ciśnienia i standartowe pytania. 
Rozmawiamy po angielsku. 
Z której jesteś celi? 
Nie wiem.
O godzinie 13 obiad vege dla wszystkich. O 16 koledzy dostają po kiełbasie, ja dwa twarożki. 
Na tym koniec, nie zobaczymy już dzisiaj kalifaktorów (kalifaktor to taki co roznosi jedzenie, nazewnictwo polskie).

31.01.17, wtorek.
Śniadanie: chleb razowy trochę podeschnięty, warenie, masło i coś w rodzaju kawy zbożowej z mlekiem od matki krowy.
Dzisiaj znowu obiad vege czyli kluski (ze starego chleba, przysmak więzienny, specjalność austryjacka). 
Kolejna atrakcja: rozmowa z komendantem więzienia. Całkiem sympatyczny. Wszystko w porządku? Mam jakieś pytania? 
Zawsze możecie pytać, trzeba tylko zapisać się na rozmowę.
Mołdawianin wychodzi za 15 dni. Pomijając palenie papierosów jest idealnym towarzyszem odsiadki. Wydaje się, że nic nie może go wyprowadzić z równowagi. Młody chłopak i chyba niegłupi. 
Gramy w szachy. 
Wynik: Polska-Mołdawia 1: 0.
Jest wieczór. 
W sąsiedniej celi hałas, ktoś z wielką mocą wali w metalowe drzwi i krzyczy. 
Nie słyszą? Nikt nie nadchodzi.

01.02.17, środa.
Doprowadzenie na prześwietlenie. 
Niekończące się korytarze. Justizanstalt - dom dla około 300 ludzi. Są większe, na przykład w Wiedniu albo Linz. 
W małej poczekalni jest nas czterech. 
Młody Afgańczyk opowiada dramatyczne przeżycia z dziewczyną, austryjaczką, dzięki której tu się znalazł. Uchodźca z Mali mówi całkiem nieźle po angielsku. 
Skuty kajdankiem z klawiszem wychodzę na dziedziniec, gdzie w wielkim tirze usytuowane jest laboratorium rentgenowskie.  Ech, chudy ja chudy, panie, Oświęcim…
Po powrocie do celi biorę się za lekturę. 
Jest okazja, poczytam. Anne Bancroft, "Współcześni Mistycy i Mędrcy". Znakomita książka, polecam!
Głowa Boga. Wyłoniłem się z Nicości. Nieuwarunkowany absolut. 
Ostateczna próżnia.
 - W Boha wierzysz?
 - Da, kanieczno. W coś trzeba wierzyć.
Wiaczesław wypytał mnie już chyba o wszystko i jakoś tam sklasyfikował, chociaż czułem, że nie bardzo mieszczę się w jego pojmowaniu świata.
Łukaszenko reżim. Da? Good. Eto tut dyktatura. Europa. Demokracja, bladź.
A świat płonie, w telewizji gadające głowy. Wiadomości są złe. Nie ma dobrych niestety.


Tagen szluz, tagen szluz!  Przeraźliwie głośny krzyk z głośnika umieszczonego w ścianie przy drzwiach.
Nareszcie.
Na zakończenie dnia Siergiej pokazuje sztuczkę: nitkę makaronu zawija w ściereczkę i podaje mi, abym pogniótł. Pogniotłem. Bierze ode mnie ściereczkę, strzepuje i na podłogę wypada cała nitka makaronu, niepołamana. 

2.02.17, czwartek.

Dzień zaczyna się od wiadomości.
W Rumunii protesty. 
Na łóżku nade mną jest napis: Fuck Austria.
Nieładnie. Austria jest good. Demokracja.
Jeszcze 25 dni zostało. Nie chodzi o to, żeby odliczać. Trzeba czymś się zająć.
Czytam o kabale. Daat to wiedza.
Chwila spokoju. Telewizor wyłączony co zdarza się rzadko.
Wiaczesław nie ma z kim rozmawiać, bo Siergieja gdzieś zabrali, może spotkanie z adwokatem?
I mnie zabierają. 
Niespodzianka! Odwiedziła mnie pani direktorin Truppe z Zollamtu Klagenfurckiego. 
Pyta czy wszystko ok i jak się czuję. Dostałem czekoladę.
Skarżę się na palenie papierosów w celi.
Radzi, aby nie zmieniać celi, bo w innej, niepalącej może być pod różnymi względami gorzej. 
Porozmawia z naczelnikiem, z którym jest na ty, może znajdzie się dla mnie jakieś artystyczne zajęcie, żebym się nie nudził. Może namaluję madonnę?
Okazuje się, że jestem drugim przypadkiem w historii tej instytucji, który zgłasza się dobrowolnie i przyjeżdża na własny koszt z daleka. Pierwszy był wiele lat temu i to była kobieta z Serbii.
Po rozmowie umieszczono mnie na dłuższy czas w zadymionej poczekalni, gdzie czekałem na strażnika który zaprowadzi mnie do celi. Dlaczego tu palą? Chyba uduszę się.

"Pod koniec dnia uwolnij się od swoich czynności i spójrz na siebie jakbyś był kimś innym. " - mówi Rudolf Steiner.
"Nigdy nie powinniśmy oceniać rozwoju drugiego człowieka, lecz zawsze szukać u niego tego, co najlepsze.
Diagnozie medycznej powinna towarzyszyć diagnoza duchowa" - uważa twórca biodynamiki i homeopatii. 
"Każdy człowiek jest wiecznym duchem"…

W szkole Steinera nauczyciel wzbudza w dzieciach ciekawość świata i uczy się od nich.

3.02.17, piątek.

Minął tydzień… Dlaczego w prisonie czas się dłuży?
Na weekend dostaliśmy kiwi. W piątek jest przydział owoców na cały tydzień.
 - Daj staremu jabłko - mówi Białorusin. - Jabłka z Mołdawii, charosze. Z Mołdawii? Chyba się przesłyszałem.
Dzień sprzątania. Sadities na kojku, kwartiru budu ubierat. 
Podłoga na mokro, kibel, umywalka.
Siergiej pucuje ołtarzyk, Wiaczesław siorpie kawę nade mną. 
To mój pierwszy weekend w justizwerwaltung.

W tv refugees cry for help. 
Keanu Reeves powraca. Wkrótce premiera.

Nikulita szykuje skręta z niedopałków. Skończył się tytoń.
- Otrawa! - mówię. - Eto otrawa. 
- Da, ja znaju… Uśmiecha się.
Gift po niemiecku, po polsku trucizna. 
Aktualny wynik nieoficjalnego meczu szachowego Polska-Mołdawia 2:0. 
Mat koniem i królem. Rywal miał króla, wieżę, skoczka i pionka.
 Chciał się poddać, niech będzie remis, ja na to: popróbuj… I mat. 
Szach i mat.


4.02.17, sobota.

Sen: 
klub muzyka reggae, trochę młodzieży, ale nie tańczą: coś jest nie tak. 
Wychodzę na taras, odbieram od kogoś moje ulubione nożyczki i pytam gdzie jest Jo, bo on jest chyba właścicielem tego lokalu.
Ktoś mówi, że wyszedł. Wybiegam więc na zewnątrz. Jest Jo! Rozmawiamy idąc w kierunku piaskowych pól. 
Z daleka nadchodzi kobieta. To M. 
Zaczyna się rozmowa. Jo oddala się. 
Znajdujemy się na wysokiej skale, M. niebezpiecznie balansuje na krawędzi. Nagle zmienia się w dużego, żółtego kota i próbuje pazurami utrzymać się na  śliskiej krawędzi, ale bezskutecznie i spada wprost do jeziora. 
Co robić? Różne myśli przebiegają mi przez głowę. 
Zbiegam drugą strony skały w dół i co widzę? Kot wypływa i ukazuje się M. jakby  odmieniona, unosi się parę centymetrów nad ziemią i zaczynamy spokojnie rozmawiać. Pyta: jak zrobić karierę? 
Chce być gwiazdą. 
Kontynuujemy więc spacer, a ja zastanawiam, się, kto z moich znajomych zrobił karierę? Brylewski  w pewnym sensie, napewno Kazik. Kazik superstar. Kiedy go ostatnio widziałem? W kinie Wars na Rynku Nowego Miasta na premierze filmu. To było dawno.
Co jest potrzebne do zrobienia kariery? 
Zespół ludzi rozumiejących się, pomysł na piosenki, dobre teksty, image i talent, to jest potrzebne. 
Masz bardzo dobry głos. Przebój trzeba zrobić. Jeden dobry przebój i masz dom we Włoszech, powiedział kiedyś Marek.
Tak gawędząc w dalszym ciągu spacerujemy. Obejmuję M. prawą ręką i delikatnie przytulam.
Dalej nie pamiętam.

O godzinie szóstej rano zapala się jarzeniowe światło po sufitem. 
Pierwszy wstaje Białorusin, włącza telewizor i robi kawę. 
Potem powoli ale skutecznie wraca do rzeczywistości Sierioża i rozpoczyna poranna modlitwę odwrócony do nas plecami.
Po pewnym czasie z hukiem otwierają się ciężkie, metalowe drzwi i  wchodzi "nasz" oddziałowy w białej jak zawsze bluzie.
 - Guten Tag! Alles ok?
Ja, ja.
Sport bite, prosi Białorusin. Siewodnia.
Po chwili zajeżdżają kalifaktory z napojami, chlebem i porcjami masła.
Zaczyna się kolejny dzień w austriackiej tiurmie. 

Rudolf Steiner urodził się w Austrii, w małej wiosce gdzieś w Karpatach. Może na Słowacji? 
Jego ojciec był zawiadowcą stacji. 
Gdy był małym chłopcem zaczął odczuwać w dziwny sposób obecność żywych istot, niewidzialnych dla oka. 
Jego świat był światem bezpośredniej percepcji, nie wyobraźni. 
Z natury był realistą, obdarzony poczuciem rozsądku i uzdolnieniami matematycznymi.

5.02.17, niedziela.

Oddziałowy przeleciał jak kometa.
 - Ales good?
Jaaa…
Po śniadaniu  B. spacerując po celi zauważył "Wolność od Znanego" na moim łóżku. 
-  Krisznamurti czytajesz? 
- Da.
- Kriszna jesteś?

Leży na łóżku i wspomina. To jest jego terytorium, prywatna niejako przestrzeń. 
Jesteś bezpieczny. Ale na każdy zgrzyt zamka w drzwiach wszyscy się natychmiast zrywają w oczekiwaniu nieznanego.
Nikulita się obudził. Będzie palił. Otrawa.
Aktualny wynik naszego meczu: 2:2. 
Cierpliwie i wytrwale do celu. Idzie młodość!
W tv Kamil skacze… Lewandowski gratuluje Kraftowi.

6.02.17, poniedziałek. 

B. małomówny od rana. 
Pości.
Po kąpieli zaczęła mnie boleć głowa. 
Dziwne.
Jak wyjdę to pojadę do słonecznej Italii.
W tv reportaż z Ukrainy. Wojna. Dzieci oskarżają. 
Co mogę zrobić ja, co możesz zrobić ty, żeby ta wojna się skończyła?

Spacer po celi to pięć kroków do przodu w kierunku drzwi i z powrotem. 
Śmigać może tylko jeden. Ustępujemy sobie nawzajem.
Będziesz chodził? 
Spasiba, ja patom.


7.02.17, dienstag.

Guten Morgen! 
Alles ok?
Co tym razem przyniesie dzień? 
Co nowego się wydarzy? 
Wizyta u lekarza? Widzenie? Rozmowa z komendantem?
W weekendy na ogół nic się nie dzieje. Spokój.
Obiad dają nietypowo wcześnie, bo o 11. 
Tak jedzą Austriacy? 
Jest! Nowość. 
Rozmowa z przedstawicielką Human Rights o imieniu Larissa.
Jak będę wracał do domu? 
Samochodem. 
Czy mam pieniądze?
Yes.
Czy chcę poprosić o azyl?
No, thank you.
Dostaję wizytówkę. 
Po powrocie do celi, zdaję dokładną relację sąsiadowi z górnego łóżka. Siergiej słucha. 
On nie wraca do ojczyzny.
W. idzie na sport.

 - Sport diełajesz? 
Joga? 
Da, joga good.

Tagen szluz! Wrzeszczy głośnik.
Przyszedł, policzył, ain, cwai, drai, bitte szein.

8.02.17, mittwoch, czyli środek tygodnia.

Znowu dusze. 
Nie idę, te prysznice działają byle jak. 
Czytam.
Nie chałodno? 

Dobrze, niech się wietrzy. 

Carlos Castaneda poznał starego Indianina z plemienia Yaqui Don Juana na przystanku autobusowym na granicy Arizony i Meksyku. Oczy Indianina świeciły niezwykłym blaskiem i ten  blask wzbudził ciekawość Castanedy, gdyż nigdy wcześniej nie widział takiego spojrzenia.
Człowiek wiedzy potrafi odrzucić wszystko, gdyż wie, że najważniejszą sprawą w byciu żywym jest to, aby żyć. Cieszy się rzeczami takimi jakie są. Na zewnątrz zachowuje się tak jak inni ludzie, panuje nad sobą - mówi Don Juan. Człowiek wiedzy wybierze drogę serca. Gdy zrobi to, co ma do zrobienia, odejdzie w spokoju i nie obchodzą go rezultaty.

Jutro wypiska, czyli shopping. Masz diengi w depozycie, to możesz kupować w magazynie czaj, tabaco, nawet komputer i telewizor.Możesz mieć prywatny telewizor pod celą, pod warunkiem, że kupiłeś go tutaj, w więzieniu. Biznes is biznes.
B. nadaje na różne tematy, głównie socjalno-polityczne. Siergiej, Moldawianiec, rozpoczyna rytuał mycia się w umywalce. Nie korzysta z łaźni. widocznie ma powody.

9.02.17, czwartek.

"I don't wanna live for ever" - śpiewa ciemnoskóry artysta z telewizora.
Po raz pierwszy jestem sam: jeden poszedł na spacer, drugi na zakupy. 
Po powrocie Siergiej częstuje mnie mlekiem z kartonu. 
Nalega. 
Rekompensata za dym z jego skrętów, który wdycham codziennie.

Tak realne, że aż nieprawdopodobne:  ten człowiek potrafi godzinami gadać, krzyczeć, a głos ma silny, dudniący. 
Chodzi o Białorusina. 
Trump no good, demokracja bladź, ni ch… panimajesz? Nu.
Wyobraź sobie radio gra na cały regulator i nie możesz wyłączyć, jakieś przemówienia, bluzgi, ale to nie radio, to żywy człowiek wypełniający sobą całe pomieszczenie. Wielki, duży, silny man, trochę przygarbiony.

Nauki Don Juana: nie ma mnie, jestem otoczeniem.

10.02.17, piątek.
Gut Morgen, wszystko w porządku?
Długo nie mogłem wczoraj zasnąć. 
W myślach układałem tekst listu do Menschenrechte Osterreich:
"Uważam, że w zakładzie pielęgnacyjnym, tfu, penitencjarnym w Klagenfurt nie są przestrzegane prawa człowieka. Jestem niepalącym, a umieszczono mnie w celi razem z osadzonym palącym papierosy, jestem więc biernym palaczem. Wchłaniam dym tytoniowy w dużych ilościach codziennie. Mam słabe płuca, niedawno chorowałem na zapalenie oskrzeli. Takie praktyki są niedopuszczalne w cywilizowanym kraju. W poczekalniach więziennych również pali się, itd, itd.
 Zdecydowanie protestuję. 
Klawisze też jarają na korytarzu i dym przedostaje się do środka."
Jakoś to sformułuję inaczej. Może napisać do Strasburga?

Zaprzyjaźniłem się z Don Juanem z książki Anne Bancroft. 
Jestem czy nie jestem? 
Kiedyś próbowałem czytać dzieła Castanedy, ale nie dowiedziałem się niczego. On sam (Castaneda) niewiele chyba rozumiał z nauk starego Indianina. Opisywał dzień po dniu rozmaite wydarzenia, a Don śmiał się z niego do łez.
Wybieram się do Meksyku, ale chyba go nie spotkam (urodził się w 1900 r.) chociaż, może…
Don Juan - kontrolowane szaleństwo. 
Człowiek jest aktorem. Struktura ludzkiego organizmu domaga się maski. 
Świadomej.

Siergiej pluszcze się w wiadrze zamknięty w toalecie.
 To jego piątkowa bania.
Z jakiegoś powodu nie korzysta z łaźni zbiorowej, może jego wiara prawosławna zabrania albo tradycja wioski rodzimej nie pozwala obnażać się przed obcymi? 
Nie znaju.
W przyszły czwartek wychodzi na wolność. 
Deportacja czy  azyl?

11.02.17, sobota.

Otrawa. Pobożny i truje bliźnich.
RT news: Polish Prime MInister injured in car accident.
Czy Polacy nigdy nie nauczą się jeździć?!
Białorusin częstuje mnie gumą do żucia. 
Łyk mroźnego powietrza przez okno.
Według reklam w tv można zorientować się jakie firmy niemieckie są w Polsce: nurofen, vistaprint, saturn. 
Mon cherri to nie wiem. 
Francuska?
Europa bladż.

12.02.17, niedziela.

Niedzielny poranek: wstajemy, milczymy.
Nie mówimy dzień dobry sobie nawzajem. Czy w więzieniu dzień może być dobry? To zależy.
Wszystko jest w nas.
Nikulita modli się i kłania się w pas swojemu Bogu.

Koreańczycy znowu strzelają.

Kim jest kim?

Nikulita czyści stół. 
Abied czierez diesiat minut.


Godzina 16.40

Zimne zupy
zimne makarony
w zimie
w austriackiej tiurmie


100 euro dziennie
kosztuje utrzymanie osadzonego
podobno

30 eu uchodźcy

podobno

13.02.17, poniedziałek.

Ładno to na swabodie. 
Budiem to, budiem tamto.
Pajechał w Golandiu bladź, rabotać.
Nu.

Wiaczesław w poniedziałki głoduje. Dla zdrowia.
Rano kawa. Potem miota się po celi jak nieprzytomny, krzyczy i bluzga pełen złości do calego świata.
Czy kocha siebie samego?
Demokracja bladź. Jak był spokój to był spokój. 
Łukaszenko dyktator.
No i poszedł na sport, trenować. Atmosfera się rozluźnia. Czaj budiesz? Robię herbatę, Siergiej ćwiczy intensywnie z krzesłami.
Spina boli od leżenia! Komentuję. Da.
Pospaceruję trochę.
B. wrócił zmęczony, ale odświeżony, wszak na sporcie też jest bania. 
Przysypia nade mną, pochrapując.
Siergiej kręci cigareta.
W PRL-u nie można było leżeć, nawet siedzieć na kojce  w ciągu dnia.
Do siedzenia była przeznaczona drewniana ława i stołki, w większości zajęte, jako że w celi było tłoczno.


14.02.17, wtorek.

Zawtra syrga, czyli pranie.
Siewodnia budu ubirat komnatu. 
Białorusin się wścieka. Ma pretensje.
My tu żywiom!
Poszedł na spacer, więc ożywiamy się trochę.
Czaj budiesz?
Siergiej pojutrze wychodzi.
Może nie będą go deportować. Chce zostać i pracować w Austrii. Spotka dziewczynę i ułoży sobie życie.

O! 
Słoneczko. 
Coraz więcej słońca w celi.
Jesteś tu? 


15.02.17. środa.

Nikulita idzie do magazynu. Jutro wychodzi! Pokazuje mi książkę, którą oddaje do biblioteki: Dale Carnegiae - Psychologia. Po rumuńsku.

Promienie słońca padają na moją twarz przez kraty.

Uczę się siebie. Nieustannie. Organizm odpoczywa od używek.

Ein, cwai, drai, liczy nas oddziałowy, tagen szluz, wider zein.

Mówię do Nikulity z radością: 
Tomorrow freedom!
Szto eto fridom?
Swaboda…


16.02.17, czwartek.

Nie pożegnałem się z Siergiejem, akurat siedziałem w kiblu. Cholera.
Praszczaj, bud zdarow, powiedziałem w myślach.
Powodzenia.

Teraz jest nas dwóch: Białorusin i Polak. 
B. będzie uczył się niemieckiego. 
Sprzątamy.
Z podwórka słychać muzykę arabską.
B. przeniósł się na łóżko po Siergieju bliżej okna. 
Zmieniają się nasze zachowania, zaczynamy prześcigać się w uprzejmościach. 
Budiesz kuszat? Niet, spasiba. Nie chałodno? Itd.
Odór cigaretowy dochodzi teraz tylko z korytarza, okazjonalnie przez okno.
Godz. 11.00, obiad.
Wytatuowany kalifaktor rzuca na talerz porcję chłodnych klusek.
Vegetarische. Mandżia.

Kak po polsku tiurma? Zagaduje Białorusin. Więzienie. Jail.
Nasze stosunki zdecydowanie się poprawiły. Już nie jest taki agresywny, spokorniał jakby.
Lewandowski wczoraj popisał się w meczu z Arsenałem: 5:1!
Cisza poobiednia. Dni już się nie dłużą, są takie same jak gdzie indziej i to mnie trochę niepokoi.
Czas nie pyta, nie stoi, jak mówią w Krakowie.
Trzydzieści jeden dni bez komórki, laptopa i internetu. W skrzynce spamów będą miliony!
Czasem wydaje mi się, że słyszę "good morning" z mojej komórki, przeważnie jak jestem w toalecie.

Poczytam Krishnamurtiego. 
Czy nie za późno na przemiany? 
Pomysł odrzucenia od siebie wszystkiego co jest nam znane, albo wydaje się, że jest - trafia do mnie wyjątkowo. Codzienna świadomość siebie. Żyć sobą, swoim życiem. Nie szukać. Prawda jest czymś żywym, poruszającym się. 
Nie ma świątyni, kościoła ani meczetu.
Szczerze mówiąc nie miałem nigdy autorytetu ani guru. Nie odrzucam więc, bo nie miałem.

Sielanka we dwóch nie trwała długo: po południu pojawił się młody Litwin, wyrok siedem lat. Nie pali! 
Rozmowy z B. Gdybym znał trochę lepiej język rosyjski dowiedziałbym się ciekawych rzeczy: jak zrobić prawidłowo razboj, ukraść samochód itp. 
W każdym razie młody uważa, że akcję trzeba robić we trzech.
Więzienie jest jak szkoła, dla niektórych nawet uniwersytet.


17.02.17, piątek.

W nocy jest zimno. 
Białorusin jest zimnolubny. Otwiera okno, Nikulita  zamykał. 
Poprosiłem oddziałowego o dodatkowy koc. 
Nieduże więzienie  w Klagenfurt (około trzystu dusz) ma charakter międzynarodowy z orientacją na wschód: są Gruzini, Ukraińcy i Czeczeńcy.
Polak jeden.
Marius, nowy, jest vege, ma żonę i maleńką córeczkę. Dobrze rysuje fantasy, dobrze mówi po angielsku i dobrze gra w szachy.
Gramy.

Kątem oka obserwuję co czyta B.: Aleksiej Szamanow - Assistient.
Młody nawija z ziomalem przez okno, gromkie "ha, ha" rozbrzmiewa echem po całym dziedzińcu.
Dawaj, dawaj! 
Po litewsku oznacza pożegnanie.
Leżę na kojku i spisuję co widzę nade mną: ! MVHE AV∑GPHA MUIE AUSTRIA  YIN YANG  Bob Marley 2 pac Thuglife Orlando Resita 3 ani Furt 17.04.2015 -19.04.2017 Amaru Sakur Tupac
Dany blondu ARAD 25 luni 2016 - 2018.


18.02.17, sobota.

Pierwszą czynnością, jaką wykonuje B. po wstaniu rano z łóżka jest włączenie wysłużonego telewizora, który czasem pięścią trzeba przywrócić do stanu używalności. 
Po jakimś czasie wstaję ja, potem młody, który zainicjował nowy zwyczaj: Dobre utro! 
Do tej pory nie mówiliśmy sobie dzień dobry, no bo jaki to dobry w austriackim więzieniu.
Drzwi otwierają się z hukiem. Śniadanie, kalifaktory, poranne sprawy.
Opróżniam karobku, czyli pojemnik na śmieci.
Po śniadaniu snujemy się po celi - na zmianę, bo przestrzeń jest niewielka. 
Chłopaki poszli na spacer.
Pozamiatałem trochę. Wiaczesław (43 l.) pochwalił mnie po powrocie ze spaceru: wot maładiec. 
Jaki ja maładiec! Ja starik.


"Jesteśmy duchowo sparaliżowani fetyszem Jezusa"  - mówi Alan Watts. 
"Ja" nie istnieje.”

Okazało się, że młody nie kuszajet, to znaczy nie bierze jedzenia od "nich", natomiast spożywa to co kupił w więziennym sklepie, czyli orzeszki, czekolady itp. 
Tłumaczę, że oni zainteresują się jego "głodówką" jeżeli spadnie na wadze, tymczasem w czwartek ważył 71 kg, a w piątek 74 kg. Jak to możliwe?
Kalifaktory rzucają na mój talerz jego porcję zawiniętą w folię, więc mówię: "Er keine essen"!
Kiedyś dawno temu próbowałem głodować na Monte (lata siedemdziesiąte). Przenieśli mnie na izolatkę i gdy pojawiła się perspektywa karmienia pod przymusem przez rurkę paskudztwem składającym się z mleka, margaryny i cukru - zrezygnowałem z głodówki .
"Pomożecie?" Słuchaliśmy przemówienia towarzysza Gierka z głośnika umieszczonego nad drzwiami do celi. 
Potem ni stąd ni zowąd z głośnika popłynęła muzyka Osjana.

"Śmierć - sen bez przebudzenia" Innymi słowy, zasypiasz i nie budzisz się.

Z Monte w Krakowie przeniesiono mnie do Z.K. w Nowym Sączu. Zbijaliśmy skrzynki drewniane do dżemów na dziedzińcu. W zimie w kufajkach. 
Po południu grywałem w szachy z garbusem, którego małolaci nazywali zgredzikiem.
Zgredzik zamordował swojego sąsiada siekierą. Nie przyznawał się do winy. Tu nikt nigdy do niczego się nie przyznaje.
Jak przegrywał, czerwieniał gwałtownie na twarzy, więc dawałem mu fory, żeby się nie denerwował. 
Miał gospodarstwo w okolicach Lwówka Śląskiego, tam gdzieś na miedzy zakopał owego sąsiada. 
Taka bardziej hardkorowa wersja "Samych Swoich".

W tym samym więzieniu przebywał legendarny przywódca żołnierzy wyklętych, Socha. 
Widziałem go kiedyś na korytarzu.



19.02.17. niedziela.

Twardziele - żaden okna nie przymknie. Najzimniej chyba młodemu nade mną, ma tylko jeden koc. 
Ja mam dwa.

Alan Watts mówi: "Prawdziwy świat jest niepoznawalny przez intelekt".
Pustka, inaczej mówiąc.

W telewizorku nawet psy mówią po niemiecku!

Have you been to Spain?
Yes, long time ago. It was Franco time, you know Franco. I was trying to cross the border between France - Spain, near Port Bou. 
Guardia Civil were catched me unfortunately. I was not lucky.
 I spent three weeks in Gerona Prison.


20.02.17, poniedziałek.

Pojawił się w drzwiach wielki funkcjonariusz uzbrojony po zęby. 
Pała, gaz, rewolwer, telefon i coś tam jeszcze. Jest problem.
Chodziło o to, że młody nawija do pierwszej w nocy z drugim Lituanem przez otwarte okno i ktoś nie może z tego powodu spać, co było oczywistą nieprawdą, bo owszem, nawijał ale nigdy w nocy, najwyżej do dwudziestej. 
Mogę poświadczyć!

Preguła, jo, dawaj! Nie idę na spacer. 
Będę miał godzinę samotności.
Po spacerze młody chowa coś pod szafką.
 - Stary, ty niczewo nie widieł, niczewo nie znajesz -
Wot, trupka…

Powoli mija popołudnie. Dzisiaj już chyba nic się nie wydarzy. 
Białorusin uczy się niemieckiego, młody snuje się po celi co chwilę spoglądając na zegarek, jak by umówiony na spotkanie, a ja leżę na łóżku i rozmyślam. 
Czy "ja" myśli?
Prawym okiem widzę czarne, ruchome plamki.
Chyba mroczki.

Rozmawiam z Mariusem:
- So now I can compare three kinds of prison: comunist, fascist and democratic…
- Which one is like that?
- Comunist in Poland, fascist in Spain and democratic here in Austria.
- Democratic? It is not democratic.
- What about human rights? You can fight for them.
- There is no human rights! What they do for you is just buying airplane ticket to go to your country when you go out. They broke my  rights many times. They put me in the smoking room though I don't smoke. I could not see my wife and little daughter! The light for reading is not correct here and in the shower should be separate cabin for each one, and so on.
No human rights in prison.


21.02.17, wtorek.

Godzina piąta rano. 
Viatcheslawa zabierają na rozmowy do Salzburga, trzysta kilometrów stąd. 
- Wychodzić, wychodzić!
Białorusin nie rozumie po niemiecku, po angielsku również.
- Siejczas, pomyjetsia, ten minuten - prosi.

O siódmej śniadanie: chleb czarny albo biały, do wyboru, porcja masła i dżemu 20 gram, ogromny plastikowy stakan mleczno-kawowej lury.
Z Litwinem mamy wspólne tematy. Budda, Shaolin, joga. Doszliśmy do wniosku, że nie wszystko jest czarne-białe i że nie wszystko jest perfect. Nasze spotkanie tutaj w więzieniu nie jest przypadkowe. Życie jako takie jest ok, ale wybór działania należy do nas.
 Marius ma 27 lat, z tego 9 lat spędził w zakładach karnych. Przed nim jeszcze 7.
Jak będzie grzeczny, to jedną trzecią mu podarują.
Robi porządki. Ściąga pajęczynki z sufitu.
Jest zorganizowany i metodyczny.
Karocze.

Bierzemy obiad dla Wiaczesława, który jeszcze nie wrócił z rozmowy.

Czy kradzież, rabunek i przemyt to przestępstwo? A może budowanie równowagi. Zabierają tego co za dużo.

Wiaczesławowi zaproponowano azyl w Hiszpanii. Austryjacy nie chcą wielkiego Białorusa.
 - Hiszpania charaszo, oczeń tiepło - mówię. - Ja był praszłom gadu zimoj, februar, na maszynu…



22.02.17, środa.

Młodego ściągnęli ze spaceru. 
Trzech funkcjonariuszy, w tym jeden wielki groźnie wyglądający przyprowadziło go do celi, nam kazali wyjść na zewnątrz. 
Marius spakował się nieśpiesznie. 
Pożegnaliśmy się na niedźwiedzia. Wzruszyłem się trochę. Pożegnanie na zawsze.
Strażnik nas popędza: Go! I’m talking to you.
Znowu zostaliśmy we dwóch.
Stosunek Wiaczesława do mnie zdecydowanie się zmienił. 
Dzisiaj nawet powiedział: Bud zdarow!, w odpowiedzi na moje kichanie.
Spasiba.
Stoję w oknie i obserwuję ruch słońca ponad dachami.
To nie film. To rzeczywistość, real na 100 procent. 
A gdybym miał kamerkę ukrytą w długopisie? 
Że też nie pomyślałem o tym wcześniej, napewno by się nie zorientowali. 
Drzwi otwiera strażnik płci żeńskiej i z trudnością wypowiada moje nazwisko.
 - Was?
 - Shopping.
Brzmi jak rozkaz.
- Nai, danke.
Młody mówił, że możesz kupić w tutejszym szopie nawet komputer.
Che Maga und Mane Kop - napis na ścianie przed wejściem do toalety.
Za parę dni wychodzę.
Czy to nie sen?
Siedzę na górnym łóżku zwolnionym przez Mariusa i wreszcie mogę się wyprostować nie uderzając głową o metalowe pręty.
Siergiej zostawił parę książek w języku rosyjskim i rumuńskim. 
Czytam Ewangelię od Marka po rosyjsku.
Światło słabe. Marius mówił, że powinno być odpowiednie oświetlenie. Takie są prawa więźnia, czyli człowieka.


23.02.17, czwartek.
Po raz pierwszy nikt nade mną nie śpi, nie skrzypi i nie chrząka. 
Moje schronienie ma teraz dwa piętra. Na dole śpię, na górze ćwiczę. Póki wolne.
Każdy chrobot wielkiego klucza w metalowym zamku może oznaczać przybycie nowego lokatora.
Wiaczesław mówi, że w czwartki jest transport z Wiednia.
Nie panikujmy, róbmy swoje.
Rozpuszczam w zupie razowy chleb.
 - Tagen szluz, tagen szluz!
To nasz oddziałowy. Chyba jest za blisko mikrofonu.
Słońce daje co raz więcej ciepła. Będzie wiosna.
Dni mijają jakby szybciej, tak samo jak w normalnym życiu na zewnątrz tego przybytku, i to mnie niepokoi. No bo ten czas jakoś tak szybko leci.
Uspokaja mnie Krishnamurti: obserwacja bez osądu. Czysta świadomość. 
Czym jest przyjemność i jak powstaje? Myśl jest odpowiedzią pamięci, wiedzy i doświadczenia.  
Czym jest strach?

Więzienie w Klagenfurt to raj dla palaczy. Odór papierosowy jest wszechobecny, dochodzi z korytarza przez zamknięte drzwi i przez okno z innych cel. Palą osadzeni, palą strażnicy.
Czy ktoś mnie zapytał? A powinni.
Prawa czeławieka.


24.02.17, piątek.

Dusze jest trzy razy w tygodniu.
Da, da, posle pieregułki budu ubirat komnatu.
Siewodnia ryba. zawsze w piątki jest ryba.
Prowadzą mnie do magazynu, gdzie znajdują się moje depozyty.
 - You go out on monday! -
 - Yes, I know.
W piątek jak zwykle przydział owoców na cały tydzień. Były jabłka, gruszki, kiwi, dzisiaj są banany.
Ogólnie wyżywienie nie jest tragiczne, bywały całkiem udane posiłki, tylko mogły by być nieco cieplejsze.
B. miota się po celi, trzaska talerzami, krzesłami, spożywa błyskawicznie posiłek po czym udaje się do toalety. Pewnie nie słyszał o fleczerowaniu.
Około 16 przyjeżdżają serki i kiełbasy.
Po jedzeniu nie zapominamy o leżeniu! Wot.
Tagen szluz i kolejny weekend, dla mnie ostatni.

Wyjdę i nie wrócę.


25.02.17, sobota.

Nie ma mnie. 
Nie myślę o przeszłości. 
Przeszłość jest stara. 
Przyszłość? Możemy planować wykorzystując wiedzę i doświadczenie, ale tak naprawdę nie wiemy co się wydarzy.
Jesteśmy aktorami. Kontrolowane szaleństwo według Don Juana.
Jutro niedziela, można skorzystać z więziennego kościoła lub meczetu.
W poniedziałek przechodzę z jednego filmu w drugi. 
Obydwa prawdziwe.
Białorusin mało mówi, dużo czyta.
Za oknem ryki i krzyki, coś w rodzaju dyskusji.
Młody pojechał do Linz. 



26.02.17, niedziela.

Ostatnia. Słoneczna.
Słoneczna na zewnątrz. Tutaj jest mało słońca.
Wiaczesław jak zwykle nadaje. 
Amerykanie zrobili całe to zamieszanie.. Było dobrze jak był Hussain, Kadafi, spokój i dobrobyt, a tepier? Chaos, ludi ubiwajut. 
Rosja Krym zabrała? No co, tam samyje ruskije. Donbas, do swoich strzelają, demokracja bladź.
Wot.


27.02.17, poniedziałek.

Proces wychodzenia zaczął się o 8-ej rano. Nieprzypadkowo zgasła świetlówka. 
Pożegnałem się z Wiaczesławem. Gdy tak staliśmy naprzeciw siebie patrząc sobie w oczy uświadomiłem sobie, że sięgam zaledwie do połowy jego torsu… Szykował się na "niedźwiedzia". Uścisnąłem mocno jego dłoń. But zdarow! 
Powodzenia.
Odbiór depozytu, formalności. Idź i nie wracaj, chciało by się rzec.
Młody człowiek z Human Rights, Czech, odprowadził mnie do samochodu. Prosił, żebym zadzwonił, jak dojadę bezpiecznie do domu. 
Chcą mieć pewność, że wyjechałem z Austrii.
Ja swabodnyj!
Freedom. Jasność. Ruch. 
Idę ulicą trochę oszołomiony, jak we śnie.
Żegnaj ciemno i ponura celo. 
Widzę na ulicy jednego z kalifaktorów. Pomachałem ręką, ale nie podszedłem, bo o czym właściwie mielibyśmy rozmawiać? Też może wyszedł na wolność, albo na przepustkę. Nic o nim nie wiem, jaki miał wyrok i za co.
Pospacerowałem trochę po ulicach Klagenfurtu i wróciłem do samochodu. 
Pojadę. Dokąd?
Każdy gdzieś jedzie...

Ciekaw jestem kogo dokwaterowali do celi nr.129.
Może Wiaczesław został sam?

Nie dowiem się.





Wszelkie podobieństwo do osób, wydarzeń i sytuacji jest całkowicie przypadkowe.




DSC00219.jpg











Wszelkie podobieństwo do osób, wydarzeń i sytuacji jest całkowicie przypadkowe.




DSC00219.jpg










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz