Zainspirowany spotkaniem w TVP Kultura (2022) poświęconemu Tomaszowi Stańce piszę wspomnienie o nim.
Poznaliśmy się w latach 60 - tych ubiegłego wieku, chyba w Jazz Klubie Helikon na ul. Św. Marka w Krakowie. Byłem uczniem Liceum Sztuk Plastycznych i z Jackiem Gullą często tam bywaliśmy. Tam miałem chyba pierwszą w moim życiu wystawę rysunków.
Po wernisażu był koncert Tomasza, nie pamiętam w jakim składzie, na perkusji grał chyba Janusz Stefański.
Teraz po latach mógłbym powiedzieć, że Stańko grał na moim wernisażu…
Drugie, bardzo wyraźne wspomnienie to wizyta u Zbyszka Seifferta I Agnieszki. Mieszkali na Floriańskiej. Zbyszek był bardzo ciepłym, serdecznym człowiekiem…
Obecny był Jacek Gulla, Jacek Malicki (Krokodyl) i oczywiście Tomek.. Chyba był też Milo Kurtis.
Słuchaliśmy muzyki z płyt (analogowych).
Kolejne wspomnienie to wspólna podróż moim samochodem z Warszawy do Krakowa z maleńką Anią, córką Tomka. Ja prowadziłem.
Pamiętam, że przygotowałem specjalnie na tę podróż kasetę, wyjątkowe nagrania muzyki chyba latynoskiej, które zrobiły na Tomku duże wrażenie (Jak oni grają? Co to za podziały?)
W latach późniejszych stałem się jego doradcą i konsultantem w kwestii odżywiania i sposobu życia, było to w okresie gdy Tomek postanowił zadbać o kondycję i zdrowie i zrezygnował z używek. Bywałem u niego na Rozbrat i pichciliśmy makrobiotyczne posiłki… A obok mieszkała Kora z Kamilem.
Często też robiłem mu masaż shiatsu.
Tomasz bardzo interesował się makrobiotyką i często dzwonił z pytaniami, np: „Amok, a kiełbasy trochę mogę?” Albo coś w tym rodzaju.
Tomek był dyrektorem artystycznym festiwalu jazzowego w Bielsku-Białej i wpadł na pomysł, abym gotował podczas festiwalu jedzenie według zasad makrobiotyki dla niego i jego basisty, Amerykanina, młodego chłopaka, który był raczej ortodoksyjnym makrobiotykiem, woził ze sobą na trasy odpowiednie produkty i sprzęt do gotowania… Tomek bardzo cenił jego talent.
Okazało się, że chętnych na jedzenie przygotowywane było więcej (zwłaszcza na desery), a był to festiwal międzynarodowy.
Mieszkałem sobie w hotelu i zarządzałem kuchnią w restauracji festiwalowej, kroiłem marchewkę no i miałem wstęp na wszystkie koncerty. Ania była wówczas menadżerką swojego taty.
Nie mieszkałem już w Warszawie, gdy dowiedziałem się, że jest chory…
Zadzwonił do mnie i mieliśmy się umówić na wspólne gotowanie. Przekonywałem, może jest nadzieja, wielu ludzi wyleczyło się z raka przy pomocy odżywiania makrobiotycznego…
Powiedział: „Amok, ja jestem spełniony, chcę tylko przez te ostatnie dni jeść po prostu dobrze i poczuć się lepiej…”
To były ostatnie jego słowa skierowane do mnie.
Przez telefon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz